Chmurnoryjność w synonimie hipnozy
Opis
Z notki redakcyjnej:
Chmurnoryjność w synonimie hipnozy nabierała kształtu na kilku portalach literackich, ze szczególnym uwzględnieniem strony: www.wywrota.pl. Na ostateczne oblicze książki miały wpływ nie tylko zamieszczone w niej prace plastyczne Natalii Majki i fotografie Kamila Myszkowskiego, ale również muzyka Dahlii von Meck, z którą zdarzyło się ARSowi stworzyć kilka poetyckich spektakli (współ)autorskich.
No i (oczywiście!) niezliczona ilość przeprowadzonych rozmów, bo Skowron, czy to jako ARS, czy jako Arek, do małomównych nie należy. Ale to już chyba Czytelnik sam zauważy(ł)?
Po prostu. Tak wyszło.
RECENZJE:
Oliwia Betcher
Hipnoza liter i nie taki znowu chmurny ryj na okładce
(recenzja z bloga http://zapiskiczytelniczki.blogspot.com/2012/04/hipnoza-liter-i-nie-taki-znowu-chmurny.html )
Jest. Stoi na półce. Cieszy oko. Ciąży w łapie. Przyciąga spojrzenia minimalizmem kolorów. Pachnie drukiem. Wreszcie. Doczekałam się. Wiersze składające się na trzeci tom A.R. Skowrona ChmurnoRYJność w synonimie hipnozy znam już od dawna. Miałam możliwość podpatrywania, jak powstają, są składane, układane w całość. Wszystko za sprawą Internetu i pewnego autora, o którym można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że jest małomówny. To jest zupełnie inna opowieść...
Od początku wiedziałam, że to nie będzie zwykła książka. Jakiś tam tomik wierszy, który równie dobrze można przeczytać, jak i nie przeczytać. Słowem: zbiorek podobny do wielu. Nie pomyliłam się. 116 stron to sporo jak na pojedynczy tomik wierszy. Nawet jeżeli zawiera przedmowę, posłowie i ilustracje (w tym wypadku szatą graficzną zajęła się para młodych twórców: Natalia Majka [rysunki] i Kamil Myszkowski [fotografia otworkowa]. Zachowana w stonowanej kolorystyce okładka imituje podniszczona kartkę (kawałek pergaminu?), w centrum której umieszczono podobiznę samego autora.
Już po pierwszym spojrzeniu na mężczyznę z gitarą oraz bardzo sugestywny tytuł ma się nieodpartą ochotę zajrzenia do wierszy. Przekonania się, cóż takiego ma do zaprezentowania ten sympatycznie wyglądający człowiek. I skąd ta chmurnoryjność? Czyżby to przykład autoironii? A może rodzaj gry z czytelnikiem? Niecierpliwe dłonie przewracają kartki... oczy przebiegają tekst króciutkiego wstępu, a może raczej mini recenzji, która to po raz kolejny zachęca do lektury zamieszczonych tekstów.
I tu zaczynają się przysłowiowe schody. Naprawdę dziwi mnie, że autor zdecydował się na otwarcie książki tak nierównym tekstem, jakim okazuje się wiersz rzuciłem palenie. Wejście oparte na prostych przerzutniach i jeszcze prostszych metaforach. Lekko zachwiana muzyczność frazy. Dopiero przy puencie zarówno forma, jak i narracja utworu nabierają tempa. Trochę to wszystko przypomina początek długodystansowego biegu, kiedy zawodnik dopiero rusza, rozkręca się... Zabieg w efekcie dość ryzykowny, ale... na tyle skuteczny, że kieruje myśli czytelnika do tego, co może pojawić się na zakrętem. A tam... coraz ciekawiej. Kolejne wiersze odznaczają się dość ciekawą, choć w zasadzie prostą (tym razem w pozytywnym znaczeniu) historią, pewnego rodzaju „zwrotnością” zarówno jeśli chodzi o przerzutnie, jak i sam rytm budowanych fraz. Skowron nie unika pisania wersalikami w połowie zdania, a nawet często w połowie słowa. Wszystko, by wydobyć nowe, odrębne sensy. Może czasem robi to zbyt nachalnie, ale w większości przypadków, zwłaszcza jeśli chodzi o tytuły utworów, ta metoda się sprawdza. Tylko niekiedy zaznaczone słowa wydają się oczywiste, ale...
Właśnie. Dochodzimy do czegoś istotnego. Do poezjowania uprawianego przez autora Synonimu hipnozy doskonale pasuje krótki spójnik – ale. Miejscami łopatologiczna metoda wskazywania czytelnikowi nowych tropów może być denerwująca, jednak z całą pewnością przeczy przypadkowości wierszy. To wszystko jest świadomym i śmiałym wypełnianiem pewnej misji czy też może powziętych postanowień. Każde kolejne użycie tych samych środków formotwórczych okazuje się być dowodem. Pewnym krokiem na twórczej drodze. Drodze do upatrzonego celu.
Tyle tytułem wstępu. A jaka konkretnie jest twórczość poety z Czeladzi? Odpowiedzi udziela nam sam podmiot liryczny, kiedy mówi:
„to wiem że jestem tu w nadmiarze
zdanie wciąż tęskni za przecinkiem
dziś język czcionka mi pokaże
jutrem sylaba w gardle milknie
dzisiaj przestawiam szyki zdania
wczorajszym błyskiem uzyskane
jutro mi tylko sens przesłania
więc wypowiedzią leczę ranę(...)”
[Ty-rada (piosenka), str. 47]
Poezja, można powiedzieć, w pełni samoświadoma. Nieco autoironiczna. Poza wszystkim przyjemnie płynna. Muzyczna i nienachalna, choć sugestywna. Sprawia wrażenie jakby wiersze były naturalnym sposobem mówienia Arkadiusza, który nie boi się sięgać po powtórzenia (w tym również formy klasyczne jak pantum) czy rymy. Wygląda jednak na to, że wyjątkowo ulubił sobie przerzutnie, które łamią nie tylko zdania, ale i pojedyncze słowa. A wszystko dla brzemienia. Zachowania (bądź – w kilku przypadkach – przełamania) melodii. Nietrudno skonstatować, iż bliskie poecie są po prostu piosenki. I tych nie zabrakło w trzeciej książce. Właśnie w tym gatunku najwyraźniej widać nie tylko same wiersze – teksty pisane od lewej i poszarpane z prawej (chociaż i tę zasadę Skowron traktuje mocno frywolnie). W piosenkach ukazuje się wrażliwiec, człowiek delikatny, jednocześnie otwarty na świat. Przeżywający go całym sobą. Człowiek, którego świat przeszywa. Również zamieszczone pod nimi dedykacje pozwalają spojrzeć na teksty z odpowiedniej perspektywy, jak choćby we wzruszającym, poświęconym „jednemu z ojców” utworze Tata-raki w hiacyntach:
„ciągle pamiętam pytania
których nie zdążyłem zadać
bólem wśród poszukiwania
strachem byś nie odpowiedział
(...)
mszą i wspomnieniem w świątyni
kwiatem w wazonie z lastrika
wiarą że los się odmieni
czas mi po kościach zastrzykał
wierszem splecionym przypadkiem
nie-dostrojoną gitarą
nie-przełamanym opłatkiem
i senną marą-wiarą”
[Tata-raki w hiacyntach (piosenka), str.72]
To znacznie więcej niźli samo brzmienie. Poezja na wskroś bolesna, a przy tym autentyczna. Niezmyślona, nieakademicka (a takich dzieci postmoderny mamy przecież na rynku wydawniczym sporo). Kontrast prostych fraz i chaosu w układzie graficznym w poetyckich komunikatach jest znakiem rozpoznawczym tej książki. Znakiem firmowym autora. Śmiało można też powiedzieć: znakiem jakości. Ów chaos nawet w najmniejszym stopniu nie przeszkadza czytelnikowi, nie rozprasza uwagi. No, chyba że rozproszenie mogłoby zadziałać korzystnie. Tak też dzieje się w kilku przypadkach.
Ogromnym niedomówieniem i niedopatrzeniem byłoby, gdybym nie wspomniała o ciekawych wątkach i tropach, z których tak chętnie korzysta twórca. Między wersami znajdujemy odniesienia do kultury masowej, i popularnej, ale również do Spinozy, Zbigniewa Herberta, Debbusy’ego i innych. W ciekawy sposób wykorzystuje jeden z najczęściej wykorzystywanych motywów literackich, czyli podróż pociągiem.
Arkadiusz Robert Skowron, jak sam o sobie mówi: zwierszoklecony bard chmurnoryjny, potrafi na niwie poetyckiej wiele. Wszystko, co niezbędne dla tworzenia własnej, prawdziwie, nazwijmy to, alternatywnej, a przy tym jak najbardziej widowiskowej dykcji literackiej. Potrafi wszystko, co potrzebne, by zapaść w pamięć czytelnika. Stworzył nie tylko poezję kontrastu. Stworzył spójny, przekonujący tom poetycki. Zahipnotyzował litery i rozkazał im, by zawładnęły czytającym. Podobno najlepszy poddany, to taki, który nie zdaje sobie sprawy z jestestwa władcy, a jednocześnie robi to, czego się od niego oczekuje. Jeśli to prawda, ze mną się udało. Jednak jeśli to tylko bajka: (parafrazując puentę jednego z utworów) niech się nigdy nie skończy.
I znowu mam problem z poezją niszową. Dobrze, że jest. Dobrze, że taka jest. Dobrze, że prócz mniej lub bardziej „zaraźliwego” głównego nurtu pojawia się możliwość dostrzeżenia, kupienia, przeczytania czegoś zupełnie innego. Czegoś takiego, jak omawiana lektura. A mimo wszystko szkoda, że te wiersze nie trafią do naprawdę szerokiego grona. A może trafią? Życzę im tego.
Jakub Schönhof-Wilkans
'Poezja to nie jest takie brutalne rżnięcie piękna”
(recenzja z portalu wywrota.pl http://www.wywrota.pl/db/artykuly/20461_poezja_to_nie_jest_takie_brutalne_rzniec.html)
Arkadiusz R. Skowron w "ChmurnoRYJności w Synonimie Hipnozy" opowiada historie mogące wzbudzać mieszane uczucia, jednak zawsze będą to uczucia bardzo silne.
Dla regularnego bywalca portalu wywrota.pl lektura tekstów Skowrona, zebranych w trzecim w jego dorobku tomiku poezji, będzie raczej powtórką z literackiej rozrywki, niż odkrywaniem zupełnie nowej poezji. Jednak ChmurnoRYJność w Synonimie Hipnozy to książka bardzo niezwykła, którą warto mieć na półce i to nie tylko ze względu na wiersze.
Należę do ginącego gatunku „nośnikowych” fetyszystów. E-booki czytam z dużą niechęcią, muzyki najchętniej słucham z ładnie wydanych winylowych płyt, dlatego nigdy nie zabrałbym się za lekturę elektronicznej wersji książki Skowrona (również dostępnej w sprzedaży) i dlatego niezwykle cieszy mnie to, że mogę go „dotknąć” na papierze i to w bardzo atrakcyjnej formie.
Na stu trzynastu stronach, prócz wierszy, znajdziemy liczne ilustracje autorstwa Natalii Majki (rysunki i obrazy) oraz Kamila Myszkowskiego (fotografia otworkowa). Ich surrealna oniryczność zaprawiona kroplą witkacowskiej deliryczności (szczególnie widocznej w pracach Natalii) doskonale koresponduje z liryczną zawartością tomiku. Zniekształcenie, rozmazanie, wizyjność, zagadkowość, oddalenie od realistycznego obrazowania, to wspólny mianownik prac młodych autorów grafik i poety.
Poezja Skowrona nie jest twórczością łatwą, prostą, przejrzystą, oczywistą. Na dobrą sprawę jest przeciwieństwem właśnie takiej poezji. Język, pod którym ukrywa się poeta, jest królestwem jego własnej mowy, powstającym przez eksploatację możliwości jakie stwarza język polski. Od tytułowej „Chmurnoryjności...” po ostatnie wersy kończącego tomik „Przeglądu tygodnia...” co chwila napotykamy się na skowronowe neologizmy, „liRYCZNE” „zwierszenia”, „oniRYCZne” „gdzieśtamy”, dla niektórych „zaTRUTNE” wprowadzające nadmierny „(z)ameeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee(ę)n(T”) (cytuję wszystkie 28 „e” z wiersza „tylko pod tym znakiem”). Faktycznie, chwilami ciężko przebić się przez ten pozorny nadmiar „skowronologizmów”. Chwilami można odnieść wrażenie, że to już nie język polski, tylko jakiś inna, słowiańska mowa, w której znaczeń słów możemy się domyślać (jak w czeskim czy słowackim) ale nigdy nie jesteśmy pewni, czy w tym, co słyszymy, szukamy właściwego znaczenia:
„ zaczucony
na pełne możenie zacinam
ozornie smak
twojego roz-cień-cia pomiędzeń
i niebotyków rozklepsydrzonych”
Czytając niektóre internetowe, anonimowe, opinie o twórczości Skowrona, dziwię się bardzo, że niektórzy nie chcą (nie potrafią?) rozwiązywać semantycznych zagadek by odkryć to, co pod nimi się kryje. Zarzucać autorowi, że jego teksty to „opowiadania wywołujące jeden mętlik w głowie [w których] w połowie tekstu już nie wiadomo co było na początku” to jak mieć pretensje do Salvadora Dali, że nigdy nie namalował jelenia na rykowisku, który dobrze będzie wyglądał zawieszony nad kominkiem. Oczywiście zgodzę się z tym, że Arkadiusz chwilami przesadza. Choćby wielokrotne powtarzanie refrenu w piosence „Ty-rada” („sprzedanej” jednak jako wiersz, a nie nagranie audio) jest, delikatnie mówiąc, nadmiarowe. Szczególnie, że refren „nana-nana-naj nana-nana-naj nana-nana-RAJ” za wiele do wiersza nie wnosi. Skowron jest poetą niezwykle gadatliwym i niejeden wiersz można uznać za przegadany i
choć, oczywiście, nie raz owa „przegadaność” jest jak najbardziej uzasadniona, to nie ułatwia ona odbioru tekstów czytelnikom o „prostszych” potrzebach i umysłowościach.
„Chmurnoryjny bard” opowiadający swoje historie może wzbudzać mieszane uczucia, jednak zawsze będą to uczucia bardzo silne. Smutek, śmiech, bunt, zażenowanie, wstyd, dezorientacja... Skowron potrafi dać czytelnikowi to, czego wielu współczesnych poetów po prostu nie ma. Przeintelektualizowani, „przestudiowani”, zasiedziali w ciepłych salonach literackich, pogrążeni w jałowych dysputach, opłakujący swoje dzieciństwo i seksualność, tak bardzo modni w polskiej literaturze XXI wieku, nudzą mnie i usypiają. Skowron to „mocny”, energiczny człowiek. I waśnie ta ludzka autentyczność jego przeżyć i postaw jest tym, co w nim urzeka. Lubię taką poezję. Lubię takich poetów. Arkadiusz R. Skowron to autor, którego warto czytać, a ChmurnoRYJność w Synonimie Hipnozy warto przeżyć.
"Chmurnoryjność w synonimie hipnozy", czyli Arkadiusz Skowron na kozetce, szkoda, że nie u Freuda.
Postanowiłam wybrać sobie kilka tekstów i powiedzieć trochę o nich, by nie zdradzić całości.
Nadal mnie wenisz (str. 22-23), czytamy:
To jeden, z tekstów Arka, który lubię najbardziej, jest bliski, jest głośny, trudny do zniesienia.
Rozrasta się wewnątrz i uwiera korzeniami, konarami, szorstką kora.
Nie obejmuj mnie, bo sama jesteś zagubiona, mówi podmiot. Była próba wspólnej drogi?
szaleństwa po prostu stwierdzam
środkowy palec trzęsie ale jazda
Boję się dotknij boję się dotknij w wierszu
chociaż oczywiście niczego się nie boję i dalej mam lęk przed dotknij bo
wywołano już gwałty zbiorowe. Do kogo jest ten wiersz?
Barbara Gruszka-Zych:
Arkadiusz Skowron jest poetą osobnym. Nie da się go włożyć do koperty z określonym adresatem. Nie da się dokładnie odczytać imienia i nazwiska nadawcy. Choć wiadomo, że to On wysłał do nas ten wiersz, a właściwie tom wierszy. Ale nie chce się w nim przyznawać kim jest i na jakiego czytelnika liczy. Żartuje z nami i ze słowem. Wyprowadza je w pole, igra z nim jak z wiatrem, stawia na głowie. Nie możemy zaufać pierwotnym znaczeniom słów, ale dajemy się im prowadzić w nowe jakości, które poprzez sobie tylko znane zestawienia wyrazów odkrywa nam Poeta.
Czy tylko powiększanie obszaru „buszowania” w języku stało się domeną Arkadiusza Skowrona? Na szczęście nie, bo było by to za mało, żeby tworzyć poezję. Jest w tych wszystkich tekstach dojmujący imperatyw „dotknięcia” czytelnika. Nie przez przypadek notuje: „dotknij boję się dotknij w wierszu chociaż oczywiście niczego się nie boję”. To pisanie niewątpliwie dotyka.
Romana Kozicka
(..)Trudno mówić o tej twórczości, gdyż jej podstawową cechą jest bujność. Dla mnie osobiście jest to pisanie karnawałowe, buńczuczne i przewrotne, czasem obrazoburcze w tematyce, kiedy autor występuje w roli wodzireja; słowo – aktora, a odbiorca jest zapraszany do tej zabawy.
Specyficzny karnawał pisania jest widoczny w różnorodności i wielości tradycji, z jakich Skowron korzysta. Zauważalny jest tu język II Awangardy, barokowe zamiłowanie do przerzutni, metafor, hołd wobec klasycyzmu w podziale stroficznym niektórych utworów, dalekie echo Witkacowskiej Czystej Formy w sztuce. Słowo ma tu szczególną pozycję, gdyż Wodzirej bawi się jego brzmieniem, zniekształca je, nadaje mu nową postać w zapisie, by wydobyć z niego nowe znaczenia. Utarte, niemal wyświechtane powiedzenia zostają tu poddane operacji rozbrajania, rozbijania, przebierania, zwielokrotnienia sylab, a często zderzania z obcojęzycznymi wyrażeniami. Jest to niewątpliwie Teatr Liter – jak chce autor - ale również utrzymywanie nieustannego napięcia miedzy komunikatywnym i wyrażalnym oraz… BARDzalnym i odczuwalnym. Jednak nie dajmy się zwieść zabawowej atmosferze, gdyż tematyka często smutna a refleksja gorzka.
Nie jest to twórczość jednego wcielenia – tradycyjnego - tomikowego, gdzie wchodzi w alians z grafiką i fotografią.
(..)
Czasem odbiorca może mieć jednak wrażenie, że nad słowotwórczym tańcem i chmurami hipnotycznych skojarzeń bierze górę RYJNOŚĆ gargantuiczna, liRYCZNOŚĆ słowotoku, napastliwa i męcząca w oralnych zabiegach.
Taka jednak jest ta twórczość, która nawet poezją być nie chce, a jedynie zWierszeniem refleksji autorskiej, silnie zakorzenionej w osobistych przeżyciach, obserwacji świata oraz wydobywaniu – także ze słowa - tego, co absurdalne, ułomne, niedokończone, na swój sposób zniekształcone i kalekie. Te stany i byty są autorowi szczególnie bliskie.
ChmurnoRYJność w synonimie hipnozy - tytuł ten zdaje się najlepiej definiować skowronową twórczość, która jest swego rodzaju senną chmurą skojarzeń, rodzajem terapii od świata, ale i od sztuki.
Linki:
Poetycko w Parapecie (e-sosnowiec.pl)
Fotorelacja: Chmurnoryjność w synonimie hipnozy (twojakultura.pl)
Trzecia książka na urodziny (wywrota.pl)
Arkadiusz R. Skowron: Chmurnoryjność w synonimie hipnozy